JBL Tune 115 TWS
TEST
Albert Einstein powiedział, że wszystko powinno być tak proste, jak to tylko możliwe, byle nie prostsze. Myśl tę zapewne wzięli sobie do serca projektanci słuchawek JBL Tune 115 TWS.

W katalogu JBL-a znajdziemy ponad 50 modeli słuchawek, nausznych i dousznych, przewodowych i Bluetooth. Pogrupowano je w sześciu seriach, a cennik otwiera linia Tune. Znajdziemy w niej pięć modeli nausznych i aż czternaście dokanałówek, w tym sześć typu True Wireless, choć nie dam głowy, że w momencie publikacji tego tekstu na rynek nie trafia kolejna nowość. Testowane Tune 115 TWS są wśród bezprzewodowych najtańsze.

Budowa
Zgodnie z dewizą Einsteina, Tune 115 TWS pozbawiono wszelkich wodotrysków. Na tle konstrukcji wyposażonych w panele dotykowe, aktywną redukcję hałasu, tryby przezroczystości i inne zmyślne gadżety, Tune 115 TWS stanowią przykład daleko idącej powściągliwości.
Obudowy wykonano z wysokiej jakości tworzywa sztucznego. Tune 115 TWS są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i szarej z białymi ozdobnymi dekielkami. Oba warianty prezentują się bez zarzutu.
Pod wspomnianym dekielkiem ukryto membranowe przyciski, sterujące pracą odtwarzacza. Dzięki nim można zmieniać kolejność utworów, odbierać połączenia telefoniczne oraz wywoływać asystenta głosowego. Żeby zmienić głośność, trzeba już sięgnąć do kieszeni ze smartfonem. Rozumiem osoby czujące pewien niedosyt. Sam odniosłem to wrażenie przy pierwszym kontakcie ze „sto piętnastkami”. Z drugiej strony – najpopularniejsze serwisy streamingowe realizują funkcję normalizacji natężenia dźwięku, co oznacza, że ustawiają tę samą głośność dla wszystkich utworów. Nie trzeba jej więc co chwilę korygować, a Tune 115 TWS na tyle dobrze izolują od otoczenia, że nawet jeśli od czasu do czasu trzeba będzie sięgnąć do telefonu, to nikomu korona z głowy nie spadnie.


Oznaczenia kanałów od wewnątrz obudów.

Wewnątrz obłych obudów zamontowano przetworniki o średnicy 5,8 mm, moduły Bluetooth 5.0 oraz akumulatory wystarczające na sześć godzin słuchania na jednym ładowaniu. Kilka tankowań prądem w załączonym etui może wydłużyć ten czas o kolejnych 15 godzin, więc pod tym względem Tune 115 TWS wypadają nie najgorzej. W przypadku całkowitego wyładowania już kwadrans w etui wystarcza na dodatkową godzinę z ulubionymi nagraniami. Uzupełnienie zapasów energii w powerbanku trwa zaledwie dwie godziny.
Ostatnią przydatną funkcją Tune 115 TWS jest możliwość korzystania tylko z jednej słuchawki do odbierania połączeń telefonicznych. Opcja ta przyda się np. kierowcom, choć można znaleźć dla niej kilka innych zastosowań.
Na tle OEM-owej masówki, dostępnej w chińskich sklepach wysyłkowych, JBL-e Tune 115 TWS wydają się cokolwiek drogie. Za co więc płacimy równowartość kilku par słuchawek True Wireless, sprzedawanych pod najróżniejszymi nazwami przez „majfrendów”? Za brzmienie, o którym błyszczące jednorazówki mogą tylko pomarzyć.


W komplecie trzy zestawy silikonowych tipsów i krótki kabelek zasilający USB-A/C.

Wrażenia odsłuchowe
Czym się powinny charakteryzować dobre słuchawki przenośne? Wygodą eksploatacji, długim czasem pracy na baterii, skuteczną izolacją od otoczenia? Owszem, cechy te trzeba brać pod uwagę, ale moim zdaniem dobre słuchawki mobilne powinny przede wszystkim umilać przemieszczanie się poza domem. I tę właśnie funkcję spełniają Tune 115 TWS.
Konstruktor „sto piętnastek” nie dążył do audiofilskiej neutralności, wychodząc zapewne z założenia, że muzyka sącząca się do uszu będzie jedynie tłem dla innych czynności. Dlatego charakter dźwięku przypomina delikatnie „uśmiechnięty” korektor, z lekko podkreślonymi skrajami pasma. Taki przepis sprawdza się w muzyce rozrywkowej, która zazwyczaj towarzyszy nam poza domem. Projektanci Tune 115 TWS uniknęli przy tym pokusy nadmiernego podbicia basu, dzięki czemu nawet sztucznie generowane pomruki mistrzów konsolety brzmią strawnie. W rocku natomiast lekko zaokrąglony, mięsisty dół nadaje utworom pożądaną masywność, dzięki czemu ołowiane riffy będą mile pieścić uszko każdego szanującego się metalowca. W przypadku galopady Iron Maiden czy Sabatona nogi same dopasowują tempo marszu do sekcji rytmicznej, niepostrzeżenie zmieniając niespieszne pałętanie się po najbliższej okolicy niemal w forsowny marz. Całe szczęście, kondycję mam niezłą.


W komplecie trzy zestawy silikonowych tipsów i krótki kabelek zasilający USB-A/C.

Przeciwny skraj pasma cechuje natomiast zaskakująco wysoka kultura i detaliczność, co ukazały nagrania akustycznego jazzu. Instrumenty perkusyjne brzmią czysto i naturalnie, bez zapiaszczenia ani nieuzasadnionych pobrzękiwań. Cecha ta przekłada się bezpośrednio na budowę sceny stereofonicznej. Większość wydarzeń rozgrywa się pomiędzy uszami, by w efektownych realizacjach akustycznych wyraźnie wyjść na boki. Lokalizacja muzyków pozostaje czytelna, podobnie jak relacje między planami. Popisem możliwości Tune 115 TWS w tej dziedzinie okazują się nagrania koncertowe, z szeroką panoramą wypełnioną muzyką. Z wykonawcami na pierwszym planie i  publicznością ustawioną wyraźnie za nimi. I to wszystko za trzysta kilkadziesiąt złotych.


Niewielkie etui z powerbankiem zmieści się w każdej kieszeni.

Konkluzja
JBL Tune 115 TWS to udane i uniwersalne słuchawki. A że nie mają modnych wodotrysków? Rasowe audiofilskie wzmacniacze też ich nie mają i jakoś nikt z tego powodu nie cierpi.



Link do artykułu.